Podglądałem szkicującego Pendereckiego. Wspomnienie wiolonczelisty z pewnej podróży samolotem
Nigdy nie byłoby mi dane poznać uniwersum Krzysztofa Pendereckiego z tak bliska, gdyby nie mój ukochany nauczyciel, Boris Piergamienszczikow. Po ponad dwudziestu latach spotkań z Krzysztofem, jego rodziną i uczniami, czas się żegnać i życzyć mu z całego serca pomyślnego przejścia do wieczności. Odszedł od nas w niedzielę; nie mógł wybrać lepszego dnia. Spędziłem ten dzień, przywołując wspomnienia o nim. Jednym z nich chcę się z Wami podzielić. Wiele lat temu podczas tournée siedziałem obok niego w samolocie. W pewnym momencie wyjął kilka kartek białego papieru, naostrzony ołówek i zaczął szkicować. Przyglądałem się ruchom jego ołówka, tak by nie zauważył, że patrzę. Kreślił okręgi różnych rozmiarów: koncentryczne, jedne grubą, inne cienką kreską. Nie potrafiłem oderwać wzroku; moje myśli krążyły wokół tych linii. Nie mogąc się powstrzymać, poddałem się w końcu i zapytałem, czy pracuje nad nowym utworem. Odpowiedział mi jednym z tych swoich czarujących i błyskotliwych uśmiechów, jakimi nas szczodrze obdarzał: „Nie. Po prostu kupiłem kilka nowych nasion drzew i rozważam, jak powinienem je zasadzić po powrocie”.
Krzysztof Penderecki posadził w swoim ogrodzie ponad dwa tysiące różnych gatunków. Dziś dołącza do wielkiej plejady kompozytorów w niebie, z którymi będzie gorączkowo dzielił się wszystkimi swoimi śmiałymi pomysłami muzycznymi, notatkami i szkicami. Jestem jednak przekonany, że będzie też spacerował i opuści na jakiś czas komnaty muzyków, by udać się do siedziby wielkich botaników. Możliwe nawet, że wybierze ją na swoją główną rezydencję w krainie wiecznego spokoju. Dziękuję Ci, Maestro, za wszystko, czym nas obdarowałeś. Twoja muzyka pozostanie wiecznie żywa tu na naszym padole i będzie nas prowadziła, byśmy mogli Cię tam odnaleźć. Jak jasno żarzy się Twoja świeca, tak Twoje drzewa będą rosły dalej, sięgając czubkami nieba. Tam znów Cię spotkają.
Claudio Bohórquez