Pomidorówka i wódka. Kondolencje przyjaciółki domu Pendereckich
Byłam świadkiem jego pracy twórczej w Lusławicach, gdy codziennie po śniadaniu zasiadał do pracy (te kruche bułeczki i razowy chleb, pyszne babeczki i sok z wyciśniętych pomarańczy). Miał wspaniałe poczucie humoru, wyrażał się bardzo precyzyjnie i doskonale wiedział, do czego zmierza. Uwielbiał polską kuchnię, zupę pomidorową i polską wódkę. A krótkie letnie wakacje od kilkudziesięciu lat spędzał na plaży nad Bałtykiem. Poznaliśmy się w Nowym Jorku. Krzysztof w latach 70. wykładał w Yale University. I zaczęło się od wspólnych obchodów urodzin listopadowych solenizantów: Halina Rodziński, Elżbieta, Krzysztof i ja w 1975 roku. Już wtedy grałam w New York Philharmonic, a od 1973 roku Penderecki pojawiał się tam coraz częściej i regularnie. Grany był przez kolejnych dyrektorów, jak Zubin Mehta, Kurt Masur, Lorin Maazel. Sam też stawał przy pulpicie dyrygenckim, towarzysząc Anne Sophie Mutter czy Mścisławowi Roztropowiczowi. […] Jak ogarnąć tyle lat sentymentu i admiracji dla Twórcy? Radości z kolejnych nowych utworów, których słuchałam po raz pierwszy? W Sali kameralnej Filharmonii Narodowej w Warszawie w 1965 roku obok barokowej muzyki polskiej (grałam w Con moto ma cantabile) zabrzmiał chór a capella z premierą Stabat Mater. To był szok! Chór, który szepcze, krzyczy i śpiewa. Nowa elektryzująca muzyka. Była to część Pasji wg św. Łukasza. W Nowym Jorku siedziałam obok Krzysztofa na próbie generalnej Koncertu fortepianowego w Carnegie Hall, słuchając Emanuela Axa. Kompozytor porównał swoją reakcję do niepokoju towarzyszącego narodzinom dziecka.
Hanna Lachert